8/06/2010

Beichte.

Osiemnaście lat temu byłam już na świecie i dużymi, szaro-niebieskimi oczami spoglądałam na to wszystko, co obce, nowe, nieznane.
I powiem Wam, że niewiele się zmieniło przez te długie (a może jednak krótkie?) osiemnaście lat. Może i wiem trochę więcej, może i trochę doświadczyłam, ale to jeszcze nic. Nic w porównaniu z tym, co mogę osiągnąć, co jeszcze mogę poznać i odkryć.

Osiemnastka. Dla niektórych nareszcie tak długo oczekiwana dorosłość i przepustka do wolności. Dla mnie to urodziny takie, jak każde inne. Jestem tylko dzień starsza niż wczoraj i dzień młodsza niż jutro.
Dla mnie pełnoletnością nie jest samo ukończenie 18. roku życia. W większości przypadków młodzi ludzie w tym wieku nadal się kształcą i są na utrzymaniu rodziców. Co to za pełnoletność, dorosłość i decydowanie o sobie samym, kiedy jesteś uzależniony od innych, bynajmniej pod względem finansowym? To jest tylko pozorna dorosłość, bo naprawdę niewiele rzeczy możesz zrobić samemu. Niektórym to osiemnaście lat potrzebne jest, aby bezkarnie móc kupić alkohol, papierosy. Aby móc zalać się w trupa i pomachać innym dowodem przed nosem. Cóż to za dorosłość... Jak dla mnie żadna. Takim czymś tylko jeszcze bardziej pokazuje się jak bardzo jest się niedojrzałym i dziecinnym w swoim zachowaniu.
Ale nie mówię - nie każdy taki jest i nie mierzę wszystkich jednakową miarą. W każdym razie moim zdaniem osiemnaste urodziny są takie same jak wszystkie poprzednie i wszystkie następne. Jest się zwyczajnie rok starszym.

Już teraz wiem, że machanie rodzicom dowodem przed nosem nie będzie moim ulubionym argumentem, gdy będę chciała zrobić coś, co ich zdaniem nie będzie dla mnie lub im się zwyczajnie nie spodoba, ale jeśli będę zmuszona, zrobię to. Zrobię to, nie na złość dla nich, ale dla moich własnych marzeń i celów. Nie odpuszczę. Bo to właśnie marzenia są moją siłą napędową, dzięki nim chcę żyć i dążyć dalej. Nie chcę stać w miejscu, ale ruszać przed siebie.

Przy okazji - dziękuję wszystkim ślicznie za życzenia, za miłe słowa, za prezenty, za Billa tańczącego nago, za małych Kaulitzów, za śliczny rysunek Billa... Tato, nawet Tobie za to, że życzyłeś mi Billa, co zaskoczyło mnie chyba najbardziej!
A czego ja sama sobie życzę? Tego, abym zawsze potrafiła ustanowić sobie priorytety, abym nigdy nie zatraciła siebie i wiedziała, kim jestem. Abym potrafiła konsekwentnie dążyć do wyznaczonych celów i spełniania własnych marzeń - większych i mniejszych. Ah, i niech mi będzie, a co tam - nocki z Nim też <3 A gdyby było z tego coś wiecej... Szczyt marzeń!
I tym oto optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis i dziękuję Wam wszystkim. Szczególnie Wam, moi najbliżsi za to, że po prostu jesteście. Kocham Was <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz